W ćwierćfinale Pucharu Polski Arka nie zamierzała tanio sprzedać skóry wicemistrzowi Polski z Częstochowy i celowała w awans do najlepszej czwórki. Kibice mieli nadzieję na wyrównaną, zaciętą rywalizację, a Ryszard Tarasiewicz postawił od pierwszej minuty na taką samą jedenastkę, jaka w piątek zaprezentowała się znakomicie na stadionie Widzewa w Łodzi. Marek Papszun zaskoczył desygnowaniem do boju od pierwszej minuty wychowanka żółto-niebieskich Szymona Czyża i postawieniem na Sebastiana Musiolika na szpicy.

Już w 3. minucie piłka znalazła się w siatce gości. Aleman zabrał piłkę Trelowskiemu i podał do Czubaka, który posłał futbolówkę do bramki, dając gdynianom błyskawiczne prowadzenie. Analiza VAR wykazała jednak, że napastnik żółto-niebieskich był na spalonym. Dwie minuty później Lopez groźnie uderzał sprzed szesnastki, ale Krzepisz stanął na wysokości zadania. W 18. minucie szczęścia próbował - również sprzed pola karnego - Kobacki, ale jego strzał okazał się zbyt lekki i przewidywalny, by zaskoczyć Trelowskiego. Po kolejnych dwóch minutach było 1:0 dla gości. Lopez dośrodkował z rzutu wolnego z prawej strony boiska, a Musiolik głową pokonał Krzepisza. Niewulis faulował w tej akcji Czubaka, ale sędzia Stefański zdążył nas przyzwyczaić, że (przy prowadzeniu meczu przez niego) żeby takie przewinienia na gdynianach odgwizdał, Arkowiec musiałby zostać zabity. Chwilę potem golkiper częstochowian poradził sobie z uderzeniem Dei z dystansu. Do końca pierwszej połowy podopieczni Tarasiewicza nie byli już w stanie wygenerować sobie klarownych okazji.

W 52. minucie stadion odetchnął po niecelnym strzale Lopeza finalizującym kontratak Rakowa. Trzynaście minut później Gutkovskis z dziecinną łatwością ograł Bunozę, wyszedł sam na sam z Krzepiszem i uderzeniem w długi róg nie dał młodemu golkiperowi szans, podwyższając prowadzenie piłkarzy Papszuna. W 72. minucie Marcjanik zgrał futbolówkę na nogę Adamczyka, który z pierwszej piłki strzelił z narożnika pola karnego, ale okazała się to próba minimalnie niecelna. W odpowiedzi Kun zacentrował na głowę Gutkovskisa, a Łotysz pomylił się nieznacznie. W doliczonym czasie gry częstochowianie mieli już sytuację pod kontrolą. W ostatniej akcji meczu Krzepisz wykazał się świetną interwencją po uderzeniu głową Petraska.

Arka nie zagrała przeciwko wicemistrzowi Polski złego meczu. Pokazała wielką determinację, ambicję i charakter. Zabrakło jej jednak umiejętności czysto piłkarskich. Hubert Adamczyk i Olaf Kobacki zostali bardzo skutecznie przykryci przez defensorów Rakowa, a pozostali gracze żółto-niebieskich nie potrafili wziąć na siebie ciężaru rozegrania. Ostatecznie zaważyły błędy indywidualne w obronie, których najwięcej popełnił we wtorek Gordan Bunoza. Bardzo słabe zawody zaliczył też Christian Aleman, który zanotował wiele głupich strat i podań wprost pod nogi przeciwnika. Ciężko jednak winić zespół o porażkę w zderzeniu z tak znakomicie zorganizowanym we własnych szeregach rywalem. Szkoda zakończenia kolejnej pięknej przygody w Pucharze Polski, ale przed gdynianami jeszcze w tym sezonie wiele do wygrania. Teraz trzeba skupić się na lidze, w której można rywalizować o czołowe lokaty. W niedzielę o 15:00 Arka zmierzy się na Stadionie Miejskim z Górnikiem Polkowice.


Arka Gdynia - Raków Częstochowa 0:2

Bramki: Musiolik 20', Gutkovskis 65'

Arka: Krzepisz - Marcjanik, Bunoza, Dobrotka - Stępień, Milewski (87' Bednarski), Deja, Aleman, Adamczyk, Kobacki (75' Siemaszko) - Czubak (90' Kuzimski).

Raków: Trelowski - Tudor, Niewulis, Arsenić - Sorescu (67' Petrasek), Sapała, Czyż, Kun - Sturgeon (46' Wdowiak), Lopez (88' Długosz), Musiolik (55' Gutkovskis).

Żółte kartki: Marcjanik, Milewski, Aleman, Dobrotka - Kun, Sorescu, Sapała.

Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz).

Frekwencja: 4820.