Bytovia Bytów - Arka Gdynia 2:1 (Surdykowski 29', J. Bąk 82 - Abbott 87')
Bytovia: Gerard Bieszczad - Łukasz Wróbel, Krzysztof Bąk, Martin Cseh - Sebastian Kamiński, Kamil Wacławczyk (78' Bartłomiej Poczobut), Mateusz Klichowicz (87' Michał Rzuchowski), Robert Mandrysz, Artur Formela - Janusz Surdykowski, Alen Ploj (72' Jakub Bąk)
Arka: Pavels Steinbors - Tadeusz Socha, Przemysław Stolc, Dawid Sołdecki, Marcin Warcholak - Adam Marciniak (61' Dominik Hofbauer), Yannick Sambea - Adrian Błąd, Mateusz Szwoch (70' Rafał Siemaszko), Rashid Yussuff - Dariusz Zjawiński (78' Paweł Abbott)
Żółta kartka: Warcholak, Socha (Arka)
Trener Grzegorz Niciński lubi ryzyko. Postanowił wbrew wszelkim przesłankom na niebie i ziemi znów połączyć ze sobą siły Mateusza Szwocha i Dariusza Zjawińskiego. Tak jakby chciał udowodnić, że dwie odległe planety mogą poruszać się względem siebie. Podyktowane to było oczywiście czekającym nas meczem derbowym, niemniej ten zestaw wzbudził po raz kolejny negatywne emocje już niemal u wszystkich kibiców Arki. W efekcie do 70. minuty oglądaliśmy kompromitujący występ naszego zespołu. Obaj rozegrali co prawda przed przerwą jedną niezłą akcję, ale na tym skończyła się ich współpraca. Brakowało im szybkości, umiejętności wygrywania pojedynków i udanych powrotów do obrony. Orkiestra grała jakby na zwolnionych obrotach, w trybie slow-motion. A, że koledzy popełnili dziś w tyłach ponownie sporo błędów to Arka zanotowała kolejny mecz z rzędu bez zwycięstwa. Końcowy wynik odzwierciedla przebieg wydarzeń i pozwala zachować nadzieje na półfinał.
Arka po dobrym pierwszym kwadransie oddała całkowicie inicjatywę gospodarzom i została skarcona już przy pierwszej sposobności. W 29. minucie najlepszy na boisku Klichowicz odjechał jak TGV Tadeuszowi Sosze i dograł przed bramkę, gdzie tylko nogę dołożył Janusz Surdykowski. Gola poprzedziła spora kontrowersja, bo wydawało się, że piłka mogła opuścić całym obwodem plac gry, ale sędzia Przybył nie zdecydował się przerwać gry. Wcześniej w poprzeczkę trafił Zjawiński, a tuż przed przerwą jego wyczyn skopiował Kamiński po stronie gospodarzy. Arka dobrze weszła w mecz, ale z każdą minutą kontrolę nad wydarzeniami przejmowała Bytovia. Drużyna ustawiona w nowoczesnym systemie 3-5-2 napędzała swoje ataki przeważnie bokami boiska i potwierdziła, że nie bez powodu uchodzi w tym sezonie za jeden z czołowych zespołów 1. ligi.
W drugiej odsłonie cały czas brakowało tempa w akcjach Arki. Zespół obudził się dopiero po wejściu do gry duetu Siemaszko & Abbott. Obaj stanowią od dawna gwarancję walki na 100%, ambicji, zaciętości i dobrej współpracy. Tak było i tym razem. Nieźle do gry wprowadził się też Hofbauer i Arka rzuciła się na zbyt pewną siebie Bytovię. Z dystansu próbowali Austriak, Yussuff (niezły mecz po przerwie), a także Błąd. Ten ostatni w 81. minucie trafił w słupek, do piłki dopadł Abbott, zatańczył z obrońcami, jednak jego strzał minął minimalnie bramkę. Gospodarze potraktowali ostrzeżenie poważnie i szybko przesunęli akcję na naszą połowę. Niesamowity Klichowicz wymanewrował całą naszą obronę i zaliczył drugą asystę, wykładając piłkę jak na tacy Bąkowi. Na szczęście Arka walczyła do końca. Musiała walczyć, bo wynik był fatalny, a na boisku pojawili się ludzie od zadań specjalnych. W 87. minucie po dobrze bitym rzucie rożnym powstało ogromne zamieszanie, w którym najlepiej odnalazł się Abbott, pakując piłkę z bliska do bramki. Ten gol daje nadzieje na awans, bo wierzymy, że zespół szybko pozbiera się i wyjdzie z dołka, w którym jest od ponad miesiąca. Ostatni kwadrans tego meczu niech wskaże drogę. Trenerowi i zawodnikom. W jaki sposób należy zagrać w niedzielnych derbach i rewanżu z Bytovią.