We wtorkowy wieczór w Legnicy Arka zagrała bardzo dobry mecz przeciwko Miedzi. Żółto-niebiescy umiejętnie podeszli do spotkania pod kątem taktycznym, wypunktowali gospodarzy, jeszcze w pierwszej połowie udokumentowali sporą przewagę w wyszkoleniu technicznym poszczególnych piłkarzy i mimo gry w osłabieniu po czerwonej kartce dla Ołeksandra Azackiego przez całą drugą połowę dowieźli wynik 2:0 do końcowego gwizdka, meldując się w 1/16 finału Pucharu Polski. Drużyna pokazała swoją wartość i z pewnością mogła czuć się zmotywowana do przeniesienia wysokiej dyspozycji z rozgrywek pucharowych na regularne punktowanie za trzy w I lidze.
,,Mogła", bo kilkanaście godzin później zarządzający spółką większościowi akcjonariusze Arki zrobili wiele, by jakikolwiek entuzjazm i chęć rywalizacji w tym zespole zdusić od środka. Przed środowym treningiem do gabinetu prezesa Michała Kołakowskiego zapukała kilkunastoosobowa delegacja drużyny. Zawodnicy chcieli wyjaśnić, dlaczego władze klubu nie odpowiadają na maile wysyłane przez piłkarzy ws. wynagrodzeń - według naszych informacji ostatnie pensje, jakie trafiły na konta graczy, wynosiły bowiem równo 50% zapisów zawartych w ich kontraktach. Ta sytuacja dotyczyła wszystkich - zarówno zawodników, jak i trenerów oraz członków sztabu szkoleniowego. Kołakowski z szerokim uśmiechem na ustach oznajmił delegacji, że tak to teraz będzie wyglądało - w klubie nie ma pieniędzy, by wypłacać pełne wysokości kontraktów, więc żeby piłkarze za dwa miesiące nie składali do PZPN wniosków o rozwiązanie umów z winy klubu, pensje będą wypłacane, ale w wysokościach wartych połowie należnych kwot. Prezes dodał, że jeżeli któremuś z poszkodowanych nie podoba się zaistniały obraz rzeczywistości, to droga wolna - zimą można rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron. Delegacja drużyny, korzystając z okazji kontaktu osobistego z jaśnie panującym, zadała Kołakowskiemu pytanie o stan negocjacji ws. sprzedaży klubu, bo głosy o takim potencjalnym scenariuszu przecież dochodzą również piłkarzy. Popularny ,,synek Jarosława", wciąż nie zdejmując uśmiechu z twarzy, stwierdził, że dementuje te doniesienia - Arka nie będzie sprzedana. Zawodnicy zostali odprawieni z kwitkiem.
Środowy incydent po raz kolejny uwydatnia prawdziwe intencje Kołakowskich. Większościowym akcjonariuszom nie wystarczy, że zrazili do siebie kibiców, byłych piłkarzy, mniejszościowych udziałowców, sponsorów, władze miasta i wszystkich ludzi, którym leży na sercu dobro żółto-niebieskich barw. Swoje lekceważenie muszą okazać także obecnym zawodnikom i trenerom, których sami do Gdyni sprowadzali. Zespół prawdopodobnie czuje się w tym momencie podobnie, jak przed wysoko przegranym meczem z Wisłą, kiedy gracze usłyszeli, że jeżeli Karol Czubak nie odejdzie z klubu, to wypłacalność pracodawcy względem reszty ekipy wyraźnie spadnie. Kołakowscy podcinają skrzydła drużynie, ale nie widzą, że swoim postępowaniem sami wykonują właśnie lot Ikara - we własnej arogancji, bucie, bezczelności, pysze i lekkomyślności porywają się na dotykanie niebios, ale kwestią czasu jest stopienie przez słońce ich woskowych skrzydeł i upadek z impetem z dużej wysokości.
Załączamy aktualne zdjęcia uśmiechniętego prezesa (z meczu reprezentacji kobiet Polska - Ukraina), który doskonale się bawi, prowadząc Arkę nad przepaść.
Bojkot trwa! #ArkaRazemBezKołaków