Trzy kolejki do finiszu, dwa punkty straty do strefy marzeń, pierwsza drużyna w tabeli w roli przeciwnika, zero miejsca na pomyłkę. Zaczęło się końcowe odliczanie. Żółto-niebiescy zmierzają do postawienia stempla na fenomenalnej rundzie wiosennej. Przed startem fazy rewanżowej kibice w Gdyni liczyli na jak najlepsze rozstawienie przed barażami, a o awansie bezpośrednim nie myślał prawie nikt. Obecnie optyka jest inna i presja na podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza, by wywalczyli promocję do elity bez dodatkowych spotkań, może obciążać. Z tym, że gdynianie są do niej przyzwyczajeni, a ponadto bardzo świadomi swojej wartości. W niedzielne popołudnie powinni górować nad swoim przeciwnikiem cechami wolicjonalnymi, bo goście zapewnili już sobie awans do Ekstraklasy i nad morze przyjeżdżają jak na plażing. Czy dominacja w zakresie boiskowej zadziorności pozwoli zawodnikom Tarasiewicza wrócić do punktowania za trzy? W niedzielę o 12:40 Arka podejmuje na Stadionie Miejskim lidera tabeli, Miedź Legnica.
Legniczanie są w tym sezonie prawdziwą maszyną. Zapewnili sobie promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej już na trzy kolejki przed końcem rozgrywek. Nie stanowi dla nich problemu wygrać trzy czy siedem meczów z rzędu, w tej kampanii notowali już takie właśnie serie. To wszystko owocuje znakomitymi statystykami – bilansem 20 zwycięstw, 8 remisów i 3 porażek, stosunkiem bramek 52:22, zdecydowanie najlepszą defensywą w lidze (nikt oprócz nich nie stracił mniej niż 30 goli!). Takie liczby imponują, a trzeba dodać, że i optyczny obraz potyczek Miedzi w tym sezonie sprzyja twierdzeniu, że to drużyna dominująca. Na wiosnę popularni ,,cyganie” wygrali siedem pojedynków, trzykrotnie dzielili się punktami i raz zeszli z boiska pokonani – co ciekawe, miało to miejsce w domowym starciu ze Stomilem Olsztyn, który stał się jedynym zespołem zgarniającym w tym sezonie na klubie z Dolnego Śląska sześć oczek (z olsztynianami zielono-niebiesko-czerwoni zaliczyli też jedyną jak dotąd porażkę wyjazdową). Przed tygodniem legniczanie okazali się lepsi w derbach regionu, ogrywając na własnym boisku Chrobrego Głogów 1:0. Po wpadce Arki w Rzeszowie stało się jasne, że w przyszłym sezonie zagrają w Ekstraklasie i być może po odhaczeniu głównego celu na ten rok w ich poczynaniach pojawi się rozprężenie – choć nie należy też na nie liczyć w sposób przesadny. Pamiętajmy, że Miedź w ostatnich akordach sezonu zmierzy się i z żółto-niebieskimi, i z Widzewem, więc to ona rozda karty w rywalizacji o drugie premiowane awansem miejsce, a zatem niejako ,,wybierze” sobie, z kim będzie chciała zmierzyć się w kolejnej kampanii. Przy omawianiu szczegółów związanych z funkcjonowaniem tej drużyny warto podkreślić niebagatelną rolę trenera – Wojciech Łobodziński zaskoczył całe piłkarskie środowisko, robiąc awans już w pierwszym roku pracy jako samodzielny szkoleniowiec pierwszego zespołu. 39-latek okazał się świetnym taktykiem, który nie boi się grać ofensywnie, potrafi ustawić swoich piłkarzy bardzo mądrze, znaleźć im przestrzeń na murawie, doprowadzić do perfekcji działanie skrzydeł. W jesiennym starciu z Miedzią Arka wywiozła ze Stadionu Orła Białego jeden punkt po bezbramkowym remisie – duża w tym zasługa gry blisko rywala, zabrania legniczanom owej swobody, która napędza ich strategię. Zielono-niebiesko-czerwoni są ekipą o zaawansowanych umiejętnościach technicznych, dlatego podstawowym obowiązkiem w konfrontacji z nimi jest kontaktowa gra, zacieśnianie odstępów pomiędzy zawodnikami, zabranie przeciwnikowi poczucia boiskowej niezależności, naruszenie jego autonomii, odcięcie od posiadania piłki przy nodze przez dłuższą fazę spotkania. Oczywiście w rewelacyjnej dyspozycji ,,cyganów” sporą zasługą jest też bardzo dobre przygotowanie motoryczne, co – podobnie jak w przypadku gdynian – wychodzi w końcówkach meczów. Miedź jest prawdziwą wieżą Babel – w podstawowym składzie lub bardzo blisko niego znajduje się aż ośmiu graczy z zagranicy, a niemal każdy z nich reprezentuje inne państwo. Łobodziński ustawia drużynę w odważnym 4-3-3. Najlepszą formację obrony w I lidze tworzą bramkarz Paweł Lenarcik oraz czterech defensorów: Duńczyk Jens Martin Gammelby, Czarnogórzec z serbskim obywatelstwem Nemanja Mijusković, Hiszpan Jon Aurtenetxe i reprezentant Curacao z holenderskim paszportem Jurich Carolina (jeden z lepszych lewych obrońców na zapleczu Ekstraklasy, który mocno się rozwinął w ostatnich miesiącach). Teoretycznym defensywnym pomocnikiem jest Damian Tront, ale i on potrafi zagrać do przodu i pełni podobną rolę, co Adam Deja w Arce. W jego sąsiedztwie Łobodziński ustawia Szwajcara z hiszpańskim obywatelstwem Maxime Domingueza (6 goli i 6 asyst w tych rozgrywkach) oraz kolejnego Hiszpana Chucę (4 bramki, 4 ostatnie podania). Linię ataku najczęściej formują 20-letni Maciej Śliwa (5 goli i 2 asysty) i Kamil Zapolnik (4 trafienia, 2 asysty) ustawieni za plecami centralnej postaci tego zespołu, Patryka Makucha (12 bramek, 7 ostatnich podań). Ale na tym siła Miedzi się nie kończy – na ławce dysponuje ona bowiem kolejnymi piłkarzami będącymi w stanie wnieść jakość w poczynania legniczan: Belgiem z francuskim paszportem Mehdim Lehaire, Brazylijczykiem Bruno Garcią, Krzysztofem Drzazgą czy Szymonem Matuszkiem. Bardzo interesującym smaczkiem podczas niedzielnej rywalizacji będzie pojedynek snajperów, Makucha z Karolem Czubakiem. Ciekawe powinno być też zderzenie młodych, niezwykle utalentowanych skrzydłowych: Śliwy i Olafa Kobackiego. Pod znakiem zapytania stoją w niedzielę występy Mijuskovicia, który w ostatnich spotkaniach grał z urazem, oraz Gammelby’ego, którego z tego samego powodu zabrakło w potyczce z Chrobrym. Asystent trenera legniczan Radosław Bella twierdzi jednak, że piłkarze powinni być do dyspozycji Łobodzińskiego. Szkoleniowiec w rozmowie z oficjalnym portalem Miedzi powiedział też:
Musimy wziąć pod uwagę, że jest to mecz wyjazdowy. Arka jest na fali, więc pracy w defensywie może czekać nas trochę więcej niż dotychczas. Ale patrząc na nasz zespół, jesteśmy na tyle dobrze przygotowani, że bardzo często tworzymy sobie szanse po kontrataku i w ten sposób zdobywamy bramki. Nasze gole rozkładają się mniej więcej po równo, jeśli chodzi o każdą fazę gry, czyli atak, kontratak, stałe fragmenty. Zobaczymy też co zaproponuje przeciwnik, bo tabela mówi, że my możemy, a oni muszą.
Taka wypowiedź wskazuje na chęć oddania Arkowcom przywileju rozgrywania futbolówki i nastawieniu na kontrataki. To o tyle prawdopodobna taktyka zawodników z Dolnego Śląska, że doskonale zdają sobie oni sprawę ze swojego luksusu wynikającego z tabeli i jednocześnie presji spoczywającej na barkach żółto-niebieskich. Nie można jednak wykluczyć, że takie słowa to próba zmylenia przeciwnika.
Przy ul. Hetmańskiej w Rzeszowie zakończyła się passa jedenastu meczów Arki bez porażki, z których dziesięć kończyło się zwycięstwami. To o tyle bolesna wpadka, że gdynianie znów nie są w stu procentach zależni od siebie i muszą liczyć na stratę punktów przez Widzew. Mimo wszystko ten moment musiał kiedyś nadejść, a najważniejszą kwestią jest w tym momencie, jak piłkarze Tarasiewicza zareagują na stratę punktów sprzed tygodnia. Szanse na awans bezpośredni niewątpliwie zmalały, ale wciąż są spore, więc żółto-niebiescy nie mają prawa zwieszać głów. Na rywalizację z Miedzią do składu po pauzie za kartki wróci Sebastian Milewski, a po grypie żołądkowej prawdopodobnie Adam Deja – odzyskanie mocy w środku pola powinno dodatkowo zwiększyć potencjał Arkowców. Tym razem nikt nie musi odcierpieć karencji za nadmiar żółtych kartoników, zagrożeni taką pauzą pozostają Olaf Kobacki i Karol Czubak. Gdynianie dysponują lepszą ofensywą od legniczan – strzelili 59 goli przy 52 trafieniach piłkarzy Łobodzińskiego. W niedzielę trzeba z tego koniecznie zrobić użytek, ale by tak się stało, bardzo ważne będzie wywalczenie przestrzeni dla Huberta Adamczyka i Christiana Alemana, którzy jednym zagraniem mogą przesądzić o wyniku. Przy tak silnej linii defensywy zielono-niebiesko-czerwonych niebagatelną rolę odegra też twarda, fizyczna walka Czubaka z obrońcami. Miedź jeszcze nigdy nie wygrała w Gdyni, a z dziesięciu rozegranych nad morzem pojedynków Arka triumfowała aż siedmiokrotnie. Również ostatnich dziesięć starć pomiędzy tymi zespołami to pięć wiktorii żółto-niebieskich i pięć podziałów punktów. Jedną rundę w Legnicy spędził Mateusz Kuzimski, ale było to dawno i nieprawda. Więcej czasu na Dolnym Śląsku przesiedział Ryszard Tarasiewicz – w sezonie 2015/2016 prowadzona przez niego Miedź finiszowała na 7. pozycji w I lidze, w kolejnych rozgrywkach skończyło się na 4. lokacie i stracie jednego punktu do strefy awansu. Liczymy, że tym razem trenerowi tego jednego oczka nie zabraknie, ale by tak się stało, drużyna musi w niedzielę podnieść z murawy pełną pulę. Oby nie przeszkodził w tym Bartosz Frankowski, bo sędzia z Torunia w przeszłości lubił prowadzić mecze niekoniecznie sprawiedliwie i dziwnym trafem myląc się w jedną stronę, na niekorzyść żółto-niebieskich.
Nad Arkowcami wisi potężna presja, bo nie mają oni miejsca na choćby jeden błąd. Tyle, że oni z tym ciśnieniem funkcjonują od początku rundy, więc są z nim doskonale obyci – presja to ich dobra przyjaciółka. W niedzielę będzie im o tyle łatwiej radzić sobie z napięciem, że wsparcia udzieli im licznie zgromadzona publiczność na Stadionie Miejskim. W tym miejscu przypominamy, że wszyscy tego dnia przychodzimy na obiekt ubrani na żółto. Nie oszczędzajmy gardeł w dopingu – piłkarze robią, co mogą, by za dwa miesiące grać już na najwyższym poziomie rozgrywkowym, a my musimy im pomóc w realizacji tego celu, pokazując Ekstraklasę na trybunach. Cała Arka zawsze razem. Na Górce tłum i głośny śpiew niech do zwycięstwa dzisiaj, Arko, niosą cię!