Piotr Mandrysz został trenerem Arki Gdynia 23 września 2003 roku po porażce Arki 1:5 z Pogonią Szczecin. Przed przerwą zimową wygrał tylko 1 mecz, 5 zremisował i 2 przegrał. Następnie do Arki sprowadził między innymi Roberta Dymkowskiego oraz Arkadiusza Aleksandra. Wiosnę Arka rozpoczęła słabo, zdobywając tylko 1 punkt w 3 meczach. Po tym przyszły cztery zwycięstwa w pięciu meczach, niestety to był koniec dobrej passy trenera Mandrysza w Arce. Żółto-niebiescy zremisowali trzy razy 0:0, przegrali ze Szczakowianką i przegrywali do przerwy 0:2 ze Stasiakiem Opoczno. To właśnie wtedy do szatni wszedł ówczesny prezes Arki Jacek Milewski i zwolnił trenera. W dzisiejszej rozmowie zapytaliśmy go o tamto wydarzenie, a także obecną pracę w GKS-ie Tychy, z którego uczynił rewelację I ligi.
Powraca pan do Gdyni po 5 latach, kiedy to zagrał tu jako trener Piasta. Jest to powrót w to samo, ale jakby inne miejsce.
Nie ukrywam, że cieszę się na przyjazd na nowy, bardzo ładny stadion Arki. Gdy byłem tu ostatnio to, tak jak pan zauważył, stadion był przed modernizacją. Mam nadzieję, że moi zawodnicy po ostatnich dwóch słabszych spotkaniach zagrają lepiej i stworzymy razem z Arką ciekawe widowisko.
W kontekście pana pracy w Arce wspomina się głównie kulisy zwolnienia. Czy pan ma to gdzieś w tyle głowy czy całkowicie wymazał z pamięci?
Trudno o pewnych sprawach zapomnieć, ale to jest już sprawa tak odległa, że czas zdążył zagoić te rany. Minęło już przecież od tego meczu 9 lat...
Dziś jest pan w Tychach i uczynił z GKS-u rewelację rozgrywek. Jak to się robi?
Myślę, że jest to kwestia pewnej ciągłości pracy i rzetelnego podchodzenia do swoich obowiązków. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że od czasu jak tu trafiłem ze swoimi współpracownikami to zdołaliśmy wywalczyć awans do I ligi i zapewnić sobie w niej szybko utrzymanie. Nie było to zadanie łatwe, bo od dwóch lat gramy praktycznie wszystkie spotkania na wyjeździe. Do tego dochodzą też problemy z bazą treningową. Nasz stary stadion został zburzony i nie możemy na tamtej płycie już trenować. Musimy sobie jednak radzić i korzystamy z boisk w różnych ościennych miejscowościach, aby móc trenować w miarę niezłych warunkach.
GKS od kilku sezonów uchodzi za szlifiernię talentów na Górnym Śląsku. To koncepcja rozwoju narzucona przez klub?
Nie ma się co czarować, że jest to związane z możliwościami finansowymi klubu. Umiejscowienie Tychów na Śląsku powoduje, że możemy od Górnika czy Ruchu wypożyczać nieodpłatnie lub za niewielkie sumy piłkarzy anonimowych, którzy mogą tu grać i podnosić swoje umiejętności. Są oni na bieżąco monitorowani przez swoje macierzyste kluby i mogą liczyć, że dzięki dobrej grze wrócą tam i będą grać.
Adrian Chomiuk i Jakub Bąk mają za sobą nieudane testy w Arce. Liczy trener na ich ekstra motywację?
Myślę, że ci zawodnicy pamiętają o sytuacjach, gdy ktoś nie poznał się na ich talencie czy nie dał im szansy. Ale prawdę powiedziawszy to trzeba byłoby ich spytać, chociaż z autopsji wiem, że to może być czynnik motywujący.
Motywacja to chyba słowo-klucz w przypadku GKS-u. Swoje już zrobiliście.
My twardo stąpamy po ziemi i nie mieliśmy żadnych nadziei związanych z ewentualnym awansem. By o to walczyć trzeba mieć stadion, bazę i możliwości. My aktualnie tym nie dysponujemy, więc cel był prosty - zapewnić sobie jak najszybciej utrzymanie. Po dokonaniu tego przegraliśmy niestety dwa ostatnie spotkania, ale liczę, że drużyna powinna się pozbierać pod względem wolicjonalnym. Za nami tydzień spokojnych treningów i mam nadzieję, że piłkarze nabiorą tej pozytywnej werwy i wrócą na właściwe tory, na których od dłuższego czasu byliśmy, stanowiąc duże zaskoczenie dla wszystkich ekspertów.
Wróćmy na koniec do pana pracy w Arce. Był to krótki okres, ale mimo wszystko owocny, bo za pana kadencji do Arki przyszedł chociażby Robert Dymkowski, a Rafał Murawski stał się liderem zespołu. Dało się już wówczas dostrzec w nim potencjał na miarę reprezentacji?
Rafał od początku zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie i zdecydowanie na niego stawiałem. Podejrzewam, że Rafał do dziś nawet nie wie, że miałem udział w jego transferze do Amiki Wronki. Transfer doszedł do skutku po mojej rozmowie z drugim trenerem Amiki, dzisiejszym selekcjonerem - Waldemarem Fornalikiem, którego przekonałem, że warto postawić na tego piłkarza. Bardzo się cieszę, że mogłem mieć wpływ na rozwój jego talentu, który później eksplodował i zaprowadził Rafała na szczyty polskiej piłki.
Rozmawiał: mazzano