Puchar Ekstraklasy czy Puchar Przegranych ?
Jak głosi oficjalny portal internetowy spółki akcyjnej Ekstraklasa główną motywacją było zwiększenie liczby spotkań rozgrywanych przez polskich piłkarzy oraz wydłużenie wyjątkowo krótkiego sezonu. Juz od początku szesnastu uczestników przydzielono do czterech grup, z których po dwie najlepsze drużyny awansują do fazy pucharowej, a zwieńczeniem rozgrywek jest rozgrywany na neutralnym terenie finał. Pozyskano również ważnego partnera medialnego - Polsat, który zapewnił fachową relację z najciekawszych spotkań na antenie kanału Polsat Sport. Założenia ambitne i optymistyczne, tylko czy aby nie nazbyt? By się o tym przekonać przeanalizujmy jak Puchar, który umownie nazwijmy Pucharem Ligi, przyjął się w ligach zachodnich, do których tak często się porównujemy.
Najciekawszą formułę obrano w Niemczech. Rozgrywany od 1997 roku Puchar Ligi Niemieckiej jest preludium do właściwych rozgrywek Bundesligi, więc jest rozgrywany u progu sezonu. Biorą w nim udział czołowe zespoły poprzedniego sezonu oraz zwycięzca Pucharu Niemiec. Rozgrywki te cieszą się sporą popularnością wśród kibiców, gdyż jest to pierwsza okazja do obejrzenia swojego zespołu w nowym sezonie. Również trenerzy wystawiają z reguły optymalne składy, by piłkarze płynnie, biorąc udział w meczach o stawkę, weszli w sezon. Potwierdzeniem jest fakt, że tak jak Bundesligę najczęściej wygrywa te rozgrywki Bayern Monachium. Drugim krajem, gdzie Puchar Ligi ma niebagatelne znaczenie jest Anglia. Przyczyną jest bogata tradycja tego pucharu oraz przepustka do Pucharu UEFA, którą uzyskuje zwycięzca pucharu rozgrywanego obecnie pod nazwą Carling Cup. By się przekonać o takim stanie rzeczy, wystarczy prześledzić dokonania poszczególnych teamów oraz grono finalistów tego pucharu w ostatnich latach. Najczęściej w finale grał Liverpool FC, lecz regularnie uczestniczą w nim również Chelsea, Tottenham czy Aston Villa. Wrażenie robią również nazwiska najlepszych strzelców Pucharu Ligi, a są to słynni Geoff Hurst i Ian Rush. Puchar ten ma corocznie głównego sponsora, dzięki czemu nagrody finansowe są również pokaźne. Dodatkowym prestiżem jest możliwość rozegrania wielkiego finału na Wembley, zazwyczaj przy komplecie publiczności. Dwoma pozostałymi krajami, gdzie Puchar Ligi nadal egzystuje są Szkocja i Francja. W pierwszym przypadku broni go tradycja (rozgrywany od 1947 roku), w drugim wyłącznie przepustka do Pucharu UEFA, którą daje końcowy tryumf. Traktowany jest on jednak we Francji po macoszemu i często jego zwycięzcy kończą rozgrywki ligowe w środku stawki, bądz jeszcze niżej. O Hiszpanii i Włoszech nawet nie warto wspominać, gdyż tych rozgrywek tam po prostu nie ma. Jak widać więc na przykładzie powyższej analizy Puchar Ligi sprawdził sie jedynie w dwóch krajach, gdzie frekwencja na trybunach jest najwyższa. W jednym z powodu tradycji, a w drugim ciekawego pomysłu. W przypadku rozgrywek o Puchar Ekstraklasy brakuje obu czynników, więc trudno było liczyć że powtórzymy casus Pucharu Ligi Angielskiej i Niemieckiej. Zwłaszcza, że rozgrywki te nie mają racji bytu w żadnym kraju z naszego regionu Europy i o podobnym do naszego potencjale piłkarskim.
Pobieżna analiza terminarza rozgrywek w obecnym sezonie wyraźnie ukazuje, że założony plan wydłużenia rozgrywek to czysta teoria. Ostatnie tegoroczne mecze PE planowane są na 25/26 listopada, natomiast jesienna część rozgrywek Ekstraklasy dobiegnie końca dopiero 7 grudnia! I nawet gdyby wykreślić dwie ostatnie kolejki, które zostały przełożone z początku sezonu, to ostatnia kolejka grupowa PE odbyłaby się zaledwie kilka dni po ostatniej ligowej. Podobnie jeśli chodzi o część wiosenną. Mecze 1/4 finału odbędą się pod koniec marca, kiedy rozgrywki ligowe będą trwać w najlepsze. Argument ten więc jest zdecydowanie nietrafiony, podobnie jak o tym by zwiększyć liczbę meczów poszczególnych zawodników i dostosować ją do zachodnich realiów. Od samego początku trenerzy traktowali te rozgrywki jako swoisty poligon doświadczalny dla rezerwowych piłkarzy, w skrajnych przypadkach graczy drużyn juniorskich. Podstawowi gracze w tym czasie odpoczywają i jedynie końcowe fazy Pucharu Ekstraklasy są w tym zakresie wyjątkiem. Ogrywanie młodzieży było pewnym uzasadnieniem, lecz od kiedy rozgrywki rozpoczęła Młoda Ekstraklasa nawet ten argument legł w gruzach. I właśnie na takim gruzowisku leży cały Puchar Ekstraklasy, a spod sterty głazów wyłania sie jedynie niewielka grupka ludzi, którzy nadal widzą w tych rozgrywkach sens i uparcie trwają przy swoim.
Właśnie wspomniani wyżej decydenci wyszli w tym sezonie z pomysłem na polepszenie wizerunku Pucharu Ekstraklasy i zaniechali losowania grup, a postanowili te grupy, co jest prawdziwym precedensem w skali globalnej... ułożyć. Zatem w każdej z nich mamy do czynienia z lokalną rywalizacją i pojedynkami derbowymi. Wydaje się, że mimo początkowych niejasności, pomysł okazał się strzałem może nie w dziesiątkę, ale w ósemkę na pewno. Bo chyba nikt nie zaprzeczy, że derby z Lechią, nawet w PE, wywołują większe emocje niż potyczka z Piastem Gliwice. Skraca to również podróże na mecze i powoduje pewne oszczędności w klubowych budżetach. Łatwo zauważyć jednak pewną prawidłowość. Im silniejszy klub, tym mniejsze jego zaangażowanie w te rozgrywki. Aktualny Mistrz Polski - Wisła Kraków ma po dwóch kolejkach na koncie 0 punktów, podobnie jak Lech Poznań, tyle że ten już po trzech meczach. Legia Warszawa na tyle zlekceważyła PE, że w meczu derbowym z Polonią wystawiła zbyt wielu nieuprawnionych graczy, co skutkowało walkowerem. Rozgrywki te można więc podsumować krótkim hasłem: Puchar Przegranych, bo to właśnie zespoły ze środka i dołu ligowej tabeli lub te które odpadły z Pucharu Polski nadają im tonu. Boli tylko, że wśród nich jest nasza Arka, która spełnia obydwa powyższe kryteria... Źródło: własne