Miejmy nadzieję, że po obudzeniu się w przyszłym roku zobaczymy całkiem inną drużynę z zupełnie innymi zawodnikami których mieliśmy okazję oglądać. Bo część z nich niestety nie zasługuje na to by nosić żółto niebieski trykot Arki!
Legia Warszawa - Arka Gdynia
Legia Warszawa - Arka Gdynia 1:0 (0:0)
bramki: Iwański 50’ (k)
żółte kartki: Kumbev 91’ - Mrowiec 49’
Legia: Mucha - Rzeźniczak, Astiz, Kumbev, Kiełbowicz - Szałachowski (82’ Jarzębowski), Giza (77’ Borysiuk), Iwański, Rybus (46’ Smoliński) - Grzelak, Mięciel
Arka: Bledzewski - Kowalski, Szmatiuk, Siebert, Płotka - Wilczyński (74’ Czoska), Mrowiec (62’ Sakaliev), Budziński, Ława, Lubenow - Labukas (86’ Burkhardt)
Od momentu awansu do ekstraklasy w 2005 roku mecze z Legią zawsze stanowiły duże wyzwanie dla piłkarzy Arki. Niestety mimo czasem szczerych chęci, nasi piłkarze nigdy temu wyzwaniu podołać nie potrafili i Arka z wojskowymi nadal wygrać nie potrafi. Co więcej, coraz ciężej nawet o remis, mimo że warszawska drużyna dawno nie zagrała przeciwko Arce tak słabo jak w minioną sobotę. Obrońcy Arki udowodnili, że pod okiem byłego świetnego stopera robią systematyczne postępy i praktycznie zneutralizowani zagrożenie jakie zwykle stwarza Legia na własnym stadionie. Niestety, brak dwóch najlepszych napastników: Marcina Wachowicza i Przemka Trytki okazał się kluczowy, bo chyba na gole zagranicznego zaciągu nie liczy już w Gdyni nikt.
Dariusz Pasieka po raz pierwszy odszedł od swojego ulubionego ustawienia 4-4-2, co nie mogło dziwić, zważywszy na wyżej wymienione absencje. Ustawiona w systemie 4-1-4-1 Arka grała od początku meczu twardo i zdecydowanie, uniemożliwiając do spółki z fatalną murawą, skuteczne rozegranie piłki gospodarzom. Obraz meczu był od samego początku żenujący, ale miło było patrzeć jak drużyna aspirująca do miana najlepszej w kraju kompletnie sobie nie radzi z gdyńską młodzieżą. Pusty stadion, szydercze docinki w stronę piłkarzy zamiast regularnego dopingu i nieporadna drużyna, to obecny krajobraz przy Łazienkowskiej. Kto jest tego sprawcą dobrze wiemy, ale to nie miejsce by się nad tym dłużej rozwodzić, bo my swoich problemów mamy pod dostatkiem. Wracając do samego meczu, Legia stworzyła w pierwszej połowie ledwie jedną sytuację do zdobycia bramki, jednak "ulubieniec" kibiców gospodarzy Piotr Giza zamiast strzelić, precyzyjnie podał w ręcę jak zwykle w tej rundzie pewnego Andrzeja Bledzewskiego. Arka odgryzła się świetną akcją chwilę później, ale Jan Mucha znakomicie "wypchnął" Labukasa ze środka pola karnego, a strzał z ostrego kąta do pustej bramki to zadanie znacznie przekraczające umiejętności naszych stranieri. Niemniej za tę część gry należą się Arce słowa pochwały, bo jak zauważyli po meczu eksperci drużyna Pasieki nie ma mentalności innych polskich drużyn kopiących przy Łazienkowskiej tylko po autach.
Niestety sędzia do spółki z Adrianem Mrowcem (który to już raz) podcięli zespołowi skrzydła chwilę po wznowieniu gry. Na 15 metrze od bramki "Bledzy" miała miejsce dyskusyjna sytuacja, lecz niestety można się zgodzić z ekspertem od spraw sędziowskich w Canal+, że Mrowiec dał sędziemu pretekst do podyktowania "jedenastki". Idąc z duchem gry karnego być nie powinno, niestety naszym arbitrom jak dobrze wiemy brakuje czucia tej pięknej dyscypliny sportu i w tym momencie mecz się praktycznie skończył, bo Iwański z karnych się nie myli. Pasieka próbował ratować sytuację, przechodząc na 4-4-2, ale tego dnia obrona Legii grała zbyt dobrze, aby dać sobie wydrzeć zwycięstwo. Po stracie gola Legia mogła strzelić kolejnego, ale Szałachowski oraz Grzelak się mylili albo dobrze bronił Bledzewski. Arka ograniczyła się jedynie do rozpaczliwych wrzutek w pole karne Legii, gdzie rządzą jednak niepodzielnie Mucha z Astizem.
Wnioski z ostatniego jesienią meczu są takie same jak z wielu poprzednich. Drużyna robi postęp, młodzi piłkarze grają z meczu na mecz pewniej i odważniej, tylko nadal punktów brak. A o nie w obecnym zestawieniu personalnym będzie wiosną niezwykle ciężko. Bardzo chcielibyśmy wiosną w miejsce ślamazarnego Lubenowa i bezproduktywnego Sakalijewa zobaczyć klasowych piłkarzy, pytanie tylko czy klub w obecnej chwili stać na takich? Jeśłi nie, pozostaje liczyć, że trener Pasieka przygotuje drużynę do wiosennej batalii o utrzymanie nieco lepiej niż jego poprzednicy.